Choroba nauczyła mnie żyć własnym rytmem, we współpracy z innymi, a nie jak dotąd - cudzym rytmem, bez współpracy z sobą samą.
Zawsze byłam minimalistką, ale dziś, po wielu miesiącach wychodzenia z choroby cieszę się z naprawdę bardzo małych rzeczy, a jako wartość dodaną dostaję coraz lepszy stan zdrowia.
Poczułam na własnej skórze, że mierząc się z własnym strachem, bólem i cierpieniem, odkryłam sferę nieograniczonego komfortu, całkowicie niezależnego od okoliczności zewnętrznych.
Jeśli uważam, że jestem dla samej siebie najważniejsza w życiu, to faktycznie dokonuję wyborów, które to potwierdzają, a nie im przeczą, jak to było do tej pory.